www.dobrynauczyciel.fora.pl
sprawy nauczycieli
FAQ  ::  Szukaj  ::  Użytkownicy  ::  Grupy  ::  Galerie  ::  Rejestracja  ::  Profil  ::  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  ::  Zaloguj


Jak się udała "wielka" reforma szkolnictwa?

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.dobrynauczyciel.fora.pl Strona Główna » O wszystkim....
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
stoper
Aktywny uzytkownik



Dołączył: 15 Mar 2008
Posty: 401
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 30 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: opolskie

PostWysłany: Pią 0:22, 27 Lut 2009    Temat postu: Jak się udała "wielka" reforma szkolnictwa?

1 września 1999, co to za data? Według polityków, jest to dzień wejścia w życie reformy szkolnictwa. Powstanie Gimnazjum i skrócenie Szkoły Podstawowej do klas sześciu. A według mnie? Co oznacza ta data? Nie mniej, nie więcej, jak upadek szkolnictwa i zaniżenie poziomu nauczania!

Tak się złożyło, że miałam nieszczęście być pierwszym rocznikiem, który zamiast 8 klas szkoły podstawowej skończył tylko 6 i poszedł do gimnazjum. Właśnie gimnazjum to chyba najgorszy pomysł z możliwych, zaraz po nich nowa matura. Kiedy byłam w szóstej klasie nauczyciele kładli nam do głowy, że po jej ukończeniu pójdziemy do nowe szkoły. Z samego ministerstwa oświaty, dostawaliśmy piękne, kolorowe foldery. Teczki z materiałami i inne "bajery". Nie dało się nie cieszyć z gimnazjum. Każdy chciał jak najszybciej skończyć SP i iść dalej, "w świat". Tak właśnie określali to ludzie, którzy szerzyli między nami "wrogą propagandę".

Jak wyglądał ten lepszy "świat" w praktyce? Dzieciaki, z prawie całej gminy w jednej szkole z ósmymi klasami i jedna siódmą. Skąd siódma? A no z całej gminy i okolic pozbierali wszystkich, którzy nie zaliczyli roku będąc w siódmej klasie i wsadzili do jednej klasy. Niestety, ale ta jedna siódma klasa... jej uczniowie raczej nie należeli do "aniołków", "fala" w szkole była na porządku dziennym. Dołączali do nich również ósmoklasiści, więc życie gimnazjalisty należało raczej do ciężkich.

Poziom nauczania

Ten raczej nie należał do wysokich. Zbieranina uczniów z różnych szkół to nie jest raczej dobry pomysł. Fakt, nowe znajomości i przyjaźnie, ale to nie wszystko. To tylko wierzchołek góry lodowej, a ta nie jest niestety zbudowana z takich pozytywów. Pierwsze co wyszło z tej mieszaniny, to to, że w każdej szkole przerabiano inne lektury, mimo jednolitego programu nauczania dla szkół podstawowych, każdy polonista wybierał lektury według własnego uznania. Tak właśnie zdarzało się nam przerabiać lekturę po raz drugi. Nie tylko z językiem polskim były problemy.

Również z językami obcymi były spore problemy, gdyż na terenie gminy w szkołach podstawowych uczono 4 różnych języków. Tak więc spora grupa osób uczyła się po raz drugi np. podstaw języka niemieckiego. Innym rozwiązaniem było powtarzanie w skrócie wiadomości podstawowych z danego języka dla osób, które się nie uczyły miała być to forma nauki, a dla tych, którzy się uczyli forma przypomnienia. W rezultacie tej "wspaniałomyślności" jedni się nudzili jak mopsy, a drudzy nie umieli dalej nic, co odbijało się w dalszej nauce języka. Takie różnice w poziomie i różnice można by opisywać w nieskończoność.

Co po Gimnazjum?

Po opuszczeniu murów "cudownego" gimnazjum, z dumą niesiemy nasze świadectwa do szkół średnich. Każdy według uznania. Tutaj znów powtarza się sytuacja z gimnazjum. Mianowicie, niektórzy przerabiali daną lekturę po raz trzeci! Dlaczego, odpowiedź jest prosta. W gimnazjach panuje pod tym względem taka różnorodność, że każdy uczy się tam czegoś innego, a nauczyciele, każdy robi co uważa za stosowne. Nie winię ich absolutnie, gdyż wierzę, że każdy nauczyciel uczy tak, jak wydaje mu się dobrze. Jeden uważa jedną lekturę za ważniejszą od innej, a drugi odwrotnie. Za to nie można ich winić, jedyna słuszna wina leży po stronie ustawodawcy.

Języki obce - powtórka z gimnazjum. Po raz trzeci podstawy. I w ten sposób, znamy znakomicie podstawy, ale nie mamy czasu na rozszerzenie treści o informacje do matury. Efekt? Albo uczysz się sam, albo oblewasz maturę! Wracając, to samo dotyczy język polskiego. Nauczyciel, nie jest w stanie przeanalizować dokładnie wszystkich epok wraz z lekturami, nie ma na to czasu. Efekt? Taki sam ja w przypadku języków obcych, trzeba uczyć się samemu!

Matura

Matura - chyba najciekawszy element reformy! Zaczyna się niewinnie. Każdy zobowiązany jest złożyć deklarację maturalną. Wypełniamy kolejno pola. Niby zwykły kwestionariusz, ale tylko postaw kropkę nie w tę stronę co trzeba! Kopiowanie deklaracji, bieganie od nauczyciela do nauczyciela, szukanie pomocy, ale niestety coraz ciężej z pomocą... Wszyscy nauczyciele są zajęci wypełnianiem lub pomocą w wypełnianiu deklaracji innym uczniom! Lekcje się nie odbywają, każdy nauczyciel pomaga jak może. Kolejki jak te z czasów PRL. Jedyna różnica, że nie stoi się w celu kupienia czegokolwiek, a w celu uzyskania pomocy. Kiedy po miesiącu paraliżu w szkole deklaracje są złożone, przychodzi czas na rozdanie tematów prac maturalnych z języka polskiego. Czasami kolejki stoją pod szkołą już o 5 rano. Każdy chce mieć jak najlepszy temat, a jeden temat tylko dla 3 uczniów, trzeba się zatem spieszyć.

Na szczęście ta sytuacja nie pojawia się w każdej szkole. Kiedy mamy tematy, trzeba napisać pracę maturalną. Mamy na to prawie cały rok szkolny, ale tylko w praktyce. Przez połowę tego czasu staramy się oddać poprawnie napisane bibliografie. Sytuacja bardzo podobna do wypełniania deklaracji. Z jedną różnicą, zajęci są tylko poloniści, język polski nie odbywa się, przerw nie mają ani uczniowie ani poloniści. Co za tym idzie, dodatkowe opóźnienia programowe z zakresu języka polskiego. Kiedy to wszystko przejdziemy, zostaje nam napisanie pracy maturalnej i sam egzamin.

Na egzaminie ustnym z języka polskiego czujemy się prawie jak na obronie pracy dyplomowej. Musimy obronić swoje racje zawarte w pracy i odpowiedzieć na szereg pytań.

Język obcy. Bez pracy ale za to 100 pytań do z zakresu słownictwa, które tak naprawdę nigdy nam się nie przyda w realnej sytuacji. Wiem co mówię, zdawałam maturę z języka niemieckiego, a teraz mieszkam w Berlinie. To czego nauczyłam się w szkole na potrzeby matury nie przydaje mi się wcale. Egzaminy pisemne idą lepiej. Jedynie na języku obcym nie jest tak miło. Słuchanie nagrań w języku obcym najczęściej odbywa się w sali, gdzie zdecydowana większość zdających słyszy nagranie źle, bądź wcale nie słyszy. Ale regulamin określa dokładnie ilość powtórzeń nagrania. No cóż, pech jest pech.

Amnestia maturalna

Kiedy już udało się ujarzmić reformę i ogarnąć cały powstały bałagan, nadszedł czas panowania ministra Romana Giertycha. Pomijając inne jego "rewelacyjne" pomysły, skupię się na amnestii maturalnej.

Gdy już przeszłam całą edukację w gimnazjum, szkole średniej i zdałam maturę, poszłam na studia. Co mnie bardzo poirytowało, to to, że studiowały ze mną osoby, które nie zdały matury. Jakim cudem? Spytajcie pana Giertycha, bo ja sama tego nie rozumiem. Ja sama uczyłam się sumiennie, aby zdać dobrze maturę. Nie jedna impreza mnie ominęła. Nieprzespane noce i dziesiątki przeczytanych i przerobionych lektur.

Politycy!

Zanim coś uchwalicie, przemyślcie wszystko dokładnie po 10 razy. Róbcie wolniej a dokładniej! Trochę wyobraźni! Niczego już chyba nie trzeba dodawać, wszyscy wiemy, jak wyglądają rządy w Polsce. Przykre ale prawdziwe. Czasami sama zastanawiam się, jak ja przez to wszystko przeszłam, jak mi się to udało.


[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
filologini58
Aktywny uzytkownik



Dołączył: 15 Mar 2008
Posty: 355
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 21 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: podkarpackie

PostWysłany: Nie 0:38, 01 Mar 2009    Temat postu:

Najważniejsze, ze jest winny - polski nauczyciel, niedokształcony nieudacznik. Dlatego należało mu odebrać wszelkie przywileje i tak dołożyć, żeby się już więcej nie dźwignął.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
gosia
Aktywny uzytkownik



Dołączył: 03 Kwi 2008
Posty: 217
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: dolny śląsk

PostWysłany: Pią 10:38, 27 Mar 2009    Temat postu:

Kozły ofiarne systemu edukacji
Karolina Elbanowska , Tomasz Elbanowski 26-03-2009, ostatnia aktualizacja 26-03-2009 01:10

Samorząd w Warszawie za pół miliarda złotych buduje stadion sportowy, niedaleko zresztą od stawianego równocześnie Stadionu Narodowego. Ale nie wybuduje w tym roku ani jednego przedszkola – piszą twórcy ruchu społecznego „Ratuj maluchy”


Minister Katarzyna Hall po objęciu urzędu postawiła trzy tezy. Pierwszą: oświata nie znosi rewolucji. Drugą: Polska wydaje za mało na oświatę, żeby uczyć na przyzwoitym poziomie. Trzecią: sprawy edukacji wymagają szerokiej zgody społecznej.

W ciągu roku udały się pani minister trzy rzeczy. Pierwsza: zmienić program nauczania wszystkich klas i doprowadzić do przyjęcia ustawy o obniżeniu wieku obowiązku szkolnego. Druga: pozwolić premierowi odebrać sobie prawie wszystkie pieniądze na zmiany. I wreszcie trzecia: skutecznie zbuntować przeciwko swoim pomysłom większość społeczeństwa, i całe środowiska, od rodziców przedszkolaków przez nauczycieli po historyków i fizyków.


Solidarne z trzylatkami

Rzeczywistość szkolna Polski wygląda tak, że w wielu miejscowościach dzieci uczą się w zatłoczonych klasach, na dwie zmiany. Bywa, że w klasach łączonych z kilku roczników, w budynkach wymagających gruntownych remontów. Agresja, stres, biurokracja i chroniczne niedofinansowanie są standardem w polskich szkołach. Reforma nie zmieni tego stanu rzeczy, za to włączy w system sześciolatki.

Wirus ciężkiej alienacji władzy potrafi atakować polityków już w pierwszym pokoleniu. Ba, nawet w pierwszej kadencji
Pani minister powtarza jak mantrę zdanie, że jeśli szkoła jest mało przyjazna dla sześciolatka, to także dla siedmio- czy ośmiolatka. Sześciolatek jest więc w idei reformy elementem kluczowym. To on podniesie swoją obecnością poziom nauki i wyrówna standardy pomieszczeń, do tych w Europie. Pomocnikiem sześciolatka będzie pięciolatek.

Pięciolatkowi reforma da prawo do rocznego przygotowania przedszkolnego. Przedszkoli drastycznie brakuje, w co trzeciej gminie nie ma ani jednego. Ministerstwo ogłosiło Rok Przedszkolaka reklamowany spotami w TVP i Polsacie. Ale liczba spotów nie przekłada się na liczbę nowo otwieranych przedszkoli. W razie potrzeby pięciolatka przyjmie więc szkoła. Zapewne podniesie to jej standard na ten z jeszcze bardziej zachodniej Europy.

Reforma zaprezentowana została jako możliwość wyrównania szans edukacyjnych. I pod takim hasłem jest konsekwentnie wprowadzana. Tymczasem okazało się, ze ministerstwo wyrównywanie rozumie w sposób dosłowny. Właściwie chodzi o ministerialny walec. Pani minister cały czas próbowała przekonywać, że ta reforma jest dobrodziejstwem dla wszystkich dzieci. Ale po pewnym czasie, gdy odkryła, że w jej pomyśle zysk wszystkich to utopia, przeobraziła się w Janosika polskiej edukacji. W swoim blogu napisała niedawno: „Bo również te zamożne sześciolatki wtedy zwolnią miejsca w tych najlepszych przedszkolach dla młodszych i biedniejszych”.

Dzięki temu dowiedzieliśmy się, że sześciolatek jest nie tylko mądrzejszy nawet od starszych kolegów, jak całkiem serio przedstawiciele MEN przekonywali opinię publiczną, ale co gorsza, zamożniejszy. Musi więc ustąpić miejsca biedniejszym od niego. Jak mówił jeden z wiceprezydentów Warszawy, uzasadniając upychanie sześciolatków w szkołach: sześciolatki powinny być solidarne z trzylatkami.

I tak bogaty i mądry sześciolatek stał się kozłem ofiarnym systemu edukacji, a także całego państwa: ratunkiem na brak miejsc w przedszkolach, dziurę budżetową i upadający ZUS. Wszystko w imię jego dobra oczywiście.


Nowe, lepsze opinie

O tym, czym jest reforma, a czym rzeczywistość w kontekście dobra dziecka, chcieliśmy rozmawiać z panią minister Katarzyną Hall. Dziewięć długich miesięcy nie było to możliwe. Wreszcie w lutym otrzymaliśmy zaproszenie do siedziby ministerstwa. Sejm przyjął ustawę o reformie oświaty i pani minister uznała widocznie, że może sobie już pozwolić na rozmowę z protestującymi rodzicami.

Zamknięte dla mediów spotkanie poprowadził ministerialny mediator. Goście, wśród których był m.in. prodziekan pedagogiki UMK prof. Piotr Petrykowski, zostali pouczeni, żeby nie okazywali zniecierpliwienia czy dezaprobaty pohukiwaniem i liczyli się z tym, że jeśli będą mówili za długo, pan mediator wyłączy im mikrofon. Najważniejsza zasada: unikać sporu. Narzucona formuła spotkania wykluczyła też możliwość dyskusji, dzięki czemu ekspertom MEN udało się nie odpowiedzieć konkretnie na żadne z zadanych pytań.

Byliśmy ciekawi, jak będzie wprowadzana reforma, skoro nie ma na nią pieniędzy. Pan premier zabrał przecież

300 mln zł z powodu kryzysu. Przed kryzysem uchroniły się chyba tylko Orliki, których ponad tysiąc musi zostać oddanych do końca roku. Jeden Orlik kosztuje średnio 1,3 mln zł. Połowę kosztów pokrywa rząd. Inaczej będzie z wprowadzaniem bezkosztowej reformy edukacji.

W terenie, jak się dowiedzieliśmy od pani minister, odpowiada za to samorząd i tylko samorząd. Od reformowania jest głowa ministra, od realizacji szczytnych idei ręce gminnych urzędników. Będzie im o tyle łatwiej, że MEN zrezygnował z wyznaczenia jakichkolwiek obligatoryjnych standardów. Jedynymi nadzorcami prac mają być rodzice. Niestety, nie wyposażono ich w żadne narzędzia kontroli. O czym już pani minister nie chciała rozmawiać i pożegnała się serdecznie.

Samorząd w Warszawie nakładem prawie pół miliarda złotych buduje właśnie stadion sportowy, który przez Wisłę będzie się widział z powstającym również w tym czasie stadionem większym, bo narodowym, za miliard złotych. Ale uwaga, nakłady na oświatę zmniejszono, samorząd stołeczny nie wybuduje w tym roku ani jednego przedszkola, a wszystkie sześciolatki zostaną przeniesione do szkół, bo brak jest miejsc w przedszkolach.

Rodzice warszawscy pytają dlaczego i protestują. Samorządowi urzędnicy nie bardzo wiedzą, co powiedzieć i zarzucają rodzicom cele polityczne. Samorządowców zawiedli nie tylko rodzice, ale i naukowcy z Uniwersytetu Warszawskiego, u których ratusz zamówił raport o stanie przygotowania szkół do reformy. Naukowcy wykazali we wnikliwej analizie, że szkoły w Warszawie nie pomieszczą dodatkowego rocznika dzieci. Władze stolicy stwierdziły więc, że raport jest nierzetelny i zapowiedziały zamówienie kolejnego, poprawnego raportu.

Przetartym szlakiem mogli potem pójść posłowie, gdy opinie sejmowych ekspertów okazały się miażdżące wobec projektu reformy. Zamówiono wówczas nowe, lepsze opinie.

W Szamotułach dzieci mają szatnię w dawnym schronie przeciwlotniczym, w Borach Tucholskich pierwszaki mieszkające daleko od szkoły nocują w internatach, w Barczewie dzieci nie mają gdzie zmieniać butów i siedzą na lekcji w kozakach, w Łagiewnikach dyrekcja nie wypuszcza uczniów klas I – III z sal, żeby starsi ich nie stratowali, w wielu szkołach w czasie mrozów uczniowie siedzą na lekcji w kurtkach i rękawiczkach itd., itd.

Te przykłady z listów rodziców z całej Polski przeczytaliśmy pani minister na naszym spotkaniu. Mediator wyraził na to zgodę. Pani minister odpowiedziała, że Polska jest tak dużym krajem, że zawsze znajdą się jakieś złe przykłady. Urzędnik MEN zaznaczył, że pomysł reformy jest dobry, tylko wykonanie bywa złe.


Podstępna choroba

19 marca posłowie odrzucili prezydenckie weto. Nie pomogły merytoryczne argumenty i przykłady z rzeczywistości. Posłowie poparli ustawę, argumentując: w czasie kryzysu trzeba inwestować w edukację. Pewnością posłów nie zachwiał fakt odcięcia 90 proc. z pieniędzy zaplanowanych na przygotowanie szkół ani fakt odebrania 200 mln na stypendia dla dzieci z uboższych rodzin. Podczas ostatniej sejmowej dyskusji zwolennicy reformy odtwarzali jak z taśmy hasła o wyrównywaniu szans i dobrodziejstwach wczesnej edukacji, a nawet woli dialogu ze społeczeństwem.

Po blisko rocznym przyglądaniu się reformie oświaty stawiamy tezę: nawet w tak dużym kraju jak Polska niełatwo znaleźć polityków i urzędników, którzy potrafią uwzględnić w swoich planach coś tak prozaicznego jak rzeczywistość. Przedstawiciele tej grupy zawodowej padają, jeden po drugim, ofiarą niebezpiecznego wirusa, tzw. ciężkiej alienacji władzy.

Wirus to nienowy. Okazuje się jednak, że współczesne mutacje atakować potrafią ludzi władzy już w pierwszym pokoleniu. Ba, nawet w pierwszej kadencji. Groźna ta i podstępna choroba ma jeszcze tę cechę, że jej ofiary nie przyznają się przed innymi, a zapewne i same przed sobą, że są chore. Na próby zwrócenia uwagi na problem reagują bądź to agresją, bądź pozorowaniem zachowań ludzi zdrowych. Na przykład pozorowaniem dialogu ze społeczeństwem.

Bez nazwania choroby, przyznania się do niej, mowy jednak nie ma o wyleczeniu. Rodzice zrobili w tej sprawie, co mogli – więcej się nie dało. Być może jedyna nadzieja w obecnych i przyszłych sześciolatkach, które po przetestowaniu na sobie wszystkich reform MEN, za kilkanaście lat znajdą lek na ten zjadliwy wirus.

Tomasz i Karolina Elbanowscy, twórcy ruchu społecznego i strony internetowej [link widoczny dla zalogowanych] pracują w tygodniku lokalnym „Mazowieckie ToiOwo” w Legionowie. Są rodzicami czwórki dzieci: trzech dziewczynek i jednego chłopca. Najstarsze z dzieci ma sześć lat

Rzeczpospolita


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
filologini58
Aktywny uzytkownik



Dołączył: 15 Mar 2008
Posty: 355
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 21 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: podkarpackie

PostWysłany: Pią 16:07, 27 Mar 2009    Temat postu: Polska obywatelska

Oto cała prawda o tej bezsensownej, czynionej na przekór obywatelom reformie. Podobny styl można zaobserwować w innych dziedzinach życia społecznego. Dialog bez dialogu, nazywanie czarnego białym, krzywdy sprawiedliwością i tępy, głuchy na argumenty, ośli upór. A to wszystko pod przewodniectwem jedynie słusznej partii o przekornej, kłamliwej nazwie Platforma Obywatelskia. Czy polityk polski jest już zupełnie poza kontrolą obywateli?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Misza
Aktywny uzytkownik



Dołączył: 28 Cze 2008
Posty: 216
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ze wsi
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 4:23, 29 Mar 2009    Temat postu:

Napisali to ludzie spoza polityki,rozżaleni rzeczywistością polityczna.

Filologini58 pytasz się o to czy polski polityk jest pod czyjakolwiek kontrolą?Od poczatku nie posiadamy zycia politycznego.

To SLD miało w każdym samorządzie struktury organizacyjne,inne partie nie dogoniły SLD organizacyjnie.politycy sa zawieszeni w prózni.Nikt mu nie pomoże obrac kierunku działań i wypracowac jakiekolwiek stanowisko.Sa czuli na polecenia szefostwa klubu parlamentarnego.A zycie polityczne jest rachityczne,uboższe od aktywnosci przedwojennych organizacji PSL.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.dobrynauczyciel.fora.pl Strona Główna » O wszystkim.... Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
  ::  
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group   ::   template subEarth by Kisioł. Programosy   ::  
Regulamin