O (nie?)sprawiedliwym podatku liniowym...

motyl · Gość

Kto zarobi na liniowym
Z Eugeniuszem Budniokiem, wiceprezesem zarządu Business Centre Club, kanclerzem Loży Katowickiej BCC rozmawia Mariusz Urbanke

BCC upiera się przy wprowadzeniu podatku liniowego. Jest to teoretycznie podatek sprawiedliwy - każdemu zabiera po równo. Jednak to rozwiązanie jest sprzeczne z ideą solidaryzmu społecznego - mocno zakorzenioną w naszym społeczeństwie. Zakłada ona, że silniejsi i bogatsi powinni pomagać słabszym. Sądzi pan, że w tej sytuacji jest szansa na wprowadzenie tego podatku?
Dlaczego BCC stoi na stanowisku: tak dla podatku liniowego? Otóż naszym zdaniem nie powinno się prowadzić polityki, której narzędziami są progresywne podatki dochodowe, branżowe umowy płacowe, czy mechanizm płacy minimalnej. System podatkowy musi być prosty. Stawki powinny być na możliwie niskim poziomie.

To znaczy jakim?
Takim, żeby obniżka była odczuwalna przez wszystkie grupy społeczne - to znaczy na poziomie poniżej 15 procent. Pamiętajmy, że dzisiaj faktyczna stawka podatkowa dla najbiedniejszych - ze względu na istniejące jeszcze ulgi i odliczenia podatkowe - wynosi 14,7 proc.

Skoro tak jest, to może opinie, że wprowadzenie podatku liniowego niewiele zmieni w sytuacji najbiedniejszych a jedynie pozwoli bogatym mieć jeszcze więcej, są uzasadnione...
To bardzo uproszczone rozumowanie, w którym pobrzmiewają echa epoki socjalizmu, kiedy to teoretycznie wszyscy byli równi, a w rzeczywistości pewne uprzywilejowane grupy żyły o niebo lepiej niż przeciętny obywatel. Nikt już nie chce do tego wracać. Trzeba myśleć o przyszłości, a przede wszystkim o budowaniu sprawnego systemu ekonomicznego w Polsce. Naszym zdaniem obniżenie stawek podatkowych przyczyni się do ograniczenia szarej strefy, co wiąże się z korzyściami dla podatników a pośrednio dla całej gospodarki - to impuls dla rozwoju przedsiębiorczości. To przedsiębiorcy przekształcają rzeczywistość tworząc nowe produkty i usługi oraz nowe miejsca pracy. W tym miejscu warto podkreślić, że wielcy przedsiębiorcy to wolni ludzie - jeśli nie spodobają im się nasze polskie warunki, przeniosą swoje firmy i gdzie indziej będą płacili swoje podatki. Doświadczenie uczy, że obniżenie podatków do określonego poziomu nie musi oznaczać mniejszych wpływów do budżetu. Wręcz przeciwnie, wpływy te rosną. W naszej opinii, najlepiej byłoby niższy podatek wprowadzić już w roku przyszłym.

BCC chce też likwidacji tak zwanego podatku Belki od zysków z lokat bankowych i zysków z giełdy. Rozumiem, że opodatkowanie oszczędności to rozbój - bo trzeba jeszcze raz płacić daninę od dochodów, które już zostały opodatkowane. Ale dochody z giełdy są takimi samymi zyskami jak na przykład zyski firmy budowlanej. Dlaczego więc inwestora giełdowego zwalniać z podatku a przedsiębiorcę budowlanego nie?
Absolutnie nie można porównywać dochodu z giełdy z zyskami firmy budowlanej! Jeżeli ktoś decyduje się na inwestycje kapitałowe, czyli ulokowanie pieniędzy na giełdzie, to oczekuje zysku wyższego niż na przykład bezpieczna lokata bankowa. Takie inwestycje, żeby były zadowalające, muszą być długoterminowe. Odważę się na porównanie: inwestycja giełdowa to forma lokaty na dłuższy czas, a każdy fundusz inwestycyjny może być pewnym dodatkiem na przykład do naszych przyszłych emerytur, które - wypłacane tylko z ZUS i OFE - nie będą wysokie. Dlaczego więc obciążać podatkiem takie przyszłościowe inwestycje jak zakup akcji czy jednostek funduszy? Naszym zdaniem, państwo powinno je wspierać, bo to przyczynia się do rozwoju rynku kapitałowego i zamożności społeczeństwa. W wielu krajach są duże ulgi podatkowe dla osób, które dodatkowo oszczędzają na emeryturę inwestując na rynku kapitałowym.

W lutym br. BCC zaapelowało do rządu i parlamentu o podjęcie decyzji, która ma zmierzać do likwidacji podatku Belki. Czym uzasadnialiście swoje stanowisko?
Coraz częściej zaczyna się mówić o możliwości likwidacji tego podatku. Przedstawiciele rządu i koalicji nie mają w tej sprawie spójnej wizji, a opozycja parlamentarna jest stanowczo przeciw. My mamy mocne argumenty, że trzeba to zrobić i to szybko. Po pierwsze: badania pokazują, że oszczędza tylko 7 procent Polaków. Dlatego państwo powinno zachęcać, a nie zniechęcać do oszczędzania, a tym bardziej "karać" podatkiem. Po drugie: wzrost poziomu życia gospodarstw domowych oraz rozwój firm, a co za tym idzie całej gospodarki, wywołuje każda obniżka podatku. Po prostu wtedy więcej pieniędzy zostaje w kieszeni obywateli, którzy - jak pokazują doświadczenia krajów rozwiniętych - potrafią rozsądnie zainwestować te pieniądze. A przede wszystkim - i to jest najistotniejsze - robią to sprawniej i dużo taniej niż często zbiurokratyzowana machina państwowa. Po trzecie: na przekór powszechnemu rozumowaniu, "podatek Belki" płacą głównie średniozamożne osoby, a nie najbogatsze, dla których dostępne są inne sposoby inwestowania umożliwiające unikanie tego podatku. Po czwarte: koszty obsługi podatków od zysku są nieproporcjonalnie wysokie wobec uzyskiwanych wpływów budżetowych, a procedury poboru są skomplikowane. Ostatecznie finansują je - np. w opłatach bankowych - te same osoby, które oszczędzają, płacąc dwa razy za to samo. I to jest właśnie ten wspomniany przez pana rozbój. I ostatni argument: zniesienie "podatku Belki" może być pozytywnym impulsem dla Giełdy Papierów Wartościowych, na której ostatnio nie dzieje się najlepiej.

Biznesmeni chcieliby przyjęcia euro w Polsce już w 2012 roku. Firmy mogą na tym rozwiązaniu odnieść duże korzyści. Ale co z tego będą mieli zwykli obywatele? Przyjęcie euro w Niemczech czy Włoszech doprowadziło tam do znacznych podwyżek cen.
Już 17 września ubiegłego roku BCC zainaugurowało ogólnopolską kampanię społeczną pod nazwą ProEuro. Deklarację programową kampanii podpisały m.in. tak znane osobistości jak prof. Władysław Bartoszewski, prof. Jerzy Buzek, prof. Aldona Kamela-Sowińska, prof. Bronisław Geremek, ksiądz Adam Boniecki, prezes Związku Banków Polskich Krzysztof Pietraszkiewicz, dr Stanisław Kluza, czy przewodniczący Europejskiego Komitetu Ekonomiczno Społecznego Dimitris Dimitriadis. Wszyscy sygnatariusze deklaracji zgadzają się, że szybkie przyjęcie euro leży w interesie Polski. Im wcześniej przyjmiemy euro, tym szybciej skorzysta nasza gospodarka.

Pozytywnym sygnałem jest zapewne wypowiedź ministra finansów Jana Vincenta Rostowskiego o możliwości przystąpienia przez Polskę do systemu ERM2 już w 2009 roku i przyjęcia euro w roku 2011 lub - co minister uważa za bardziej prawdopodobne - w 2012 roku.
Tak, pozytywnym, ale nie zadowalającym. Przedsiębiorcy oczekują większego zdecydowania, przyjęcia planu integracji ze strefą euro oraz kompetentnej współpracy rządu i Narodowego Banku Polskiego. Jest to konieczne zwłaszcza w zakresie niezbędnych działań antyinflacyjnych - wszak inflacja w Polsce rośnie ostatnio bardzo szybko.

Ponad 80 procent członków BCC uważa, że przyjęcie euro będzie korzystne dla gospodarki. Jakich spodziewacie się korzyści?
To między innymi wzrost inwestycji zagranicznych i krajowych, większy napływ nowych technologii, przyspieszenie tempa wzrostu gospodarczego, zniwelowanie negatywnego wpływu wahań kursu euro na efekty ekonomiczne firm eksportujących i importujących czy polepszenie dostępu polskich firm do rynków zagranicznych.
Naszym zdaniem decyzję należy podjąć teraz, kiedy koniunktura gospodarcza jest sprzyjająca. Polska jest zobligowana do przyjęcia wspólnej waluty, a im wcześniej ją przyjmiemy, tym szybciej skorzysta na tym gospodarka i obywatele - po pewnym czasie nastąpi wyrównanie płac w Polsce z poziomem zarobków w krajach zachodnich, a co za tym idzie, poziom życia się niewątpliwie podniesie.

Podaję za:

Mariusz Urbanke
POLSKA Dziennik Zachodni